Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczuczyn pomaga Ukrainie. Pierwszy transport pomocy humanitarnej dla Równe i Kowel [zdjęcia]

JBa
FB Artur Kuczyński
Miasto Szczuczyn współpracuje z dwoma miastami na Ukrainie: Kowel oraz Równe. I tym miastom partnerskim postanowiło pomóc. Włodarz ogłosił zbiórkę pieniędzy, a na jego apel odpowiedzieli nie tylko mieszkańcy, ale i inne samorządy. Dzięki temu wspólnymi siłami mogli kupić to, czego najbardziej potrzeba.

W miejscowości Równe Artur Kuczyński, burmistrz Szczuczyna, ma bezpośredni kontakt z dyrektorem szpitala, natomiast w mieście Kowel - z burmistrzem. Obaj przekazali informacje o konkretnych potrzebach, a samorząd na nie odpowiedział. 6 marca przygotowane dwa samochody z pomocą humanitarną ruszyły na granicę z Ukrainą. Wśród zespołu, który pojechał przekazać rzeczy był sam włodarz, a za pomocą mediów społecznościowych, postanowił podzielić się relacją z tej wyprawy.

Jak opowiada, chociaż budzik miał ustawiony na 4:30, od 3:15 już nie spał.

- Głowa pracowała przerzucając obrazki z ostatnich dni i myśli o tym, jak będzie wyglądał ten nadchodzący - opowiada Kuczyński.

O godz. 11 czasu polskiego na przejściu granicznym Dorohusk – Jagodzin mieli spotkać się z przedstawicielami partnerskich miast.

- Minęliśmy Chełm i poruszaliśmy się drogą nr 12 w kierunku przejścia granicznego. Pokonywałem tę drogę wcześniej dziesiątki razy. Współpraca ze Szkołą nr 26 w Równym rozpoczęła się jeszcze za czasów mojej pracy w Niećkowie, Kovel to już historia bliższa współczesności i realizacja projektu Polska – Białoruś –
-Ukraina. Dziesiątkom wizyt w tym miejscu zawsze towarzyszyła kilkukilometrowa kolejka TIR-ów, intensywny ruch pojazdów osobowych. Teraz była kompletna pustka i cisza. Wiedziałem, że ruch za chwilę ożyje, a cisza jest wynikiem godziny policyjnej i zakazu poruszania się po stronie ukraińskiej. Ruch zaraz się zacznie… - relacjonuje włodarz.

Kilometr przed terenem przejścia granicznego dojechali do polskiego punktu kontrolnego, na którym odbywało się swoiste filtrowanie ruchu.

- Na pobliski parking kierowane były pojazdy, które, jak mi się wydawało, czekały na ukraińskich uchodźców, natomiast dalej tą drogą mogły przejechać wyłącznie pojazdy z pomocą humanitarną i te, których kierujący zamierzali przekroczyć granicę. Między parkingiem a przejściem kursowały różnej maści busy i autobusy, z których wysiadali pasażerowie. Nie mieliśmy czasu i sposobności, żeby dokładniej przyjrzeć się temu zamieszaniu. Kierujący ruchem policjant nakazał nam podjechanie i po uzyskaniu informacji o celu naszej wyprawy, otrzymaliśmy zgodę na jazdę w kierunku granicy - mówi.

Tuż przed samym wjazdem na teren przejścia pojawiła się już kolejka kilku pojazdów oczekujących na wyjazd z Polski. Ich uwagę zwróciły liczne namioty ustawione na poboczu drogi, w których wolontariusze oferowali uchodźcom gorącą herbatę, kawę, wodę do picia, kanapki, owoce, ciepłe posiłki oraz inną pomoc.

Jak przypomina Kuczyński, przejście graniczne Dorohusk (PL) – Jagodzin (UA) to dwie strefy, a właściwie trzy. Pierwsza to wyjazd z Polski, na którym podlegamy odprawie celnej i granicznej. Druga to wjazd do Ukrainy, gdzie powtarza się cała historia, tylko tu z udziałem magicznej przepustki w postaci „talonczyka”. Trzecią strefą pomiędzy wyjazdem z Polski, a wjazdem na teren Ukrainy, to w przypadku tego przejścia - dość wąskie gardło mostu na kanale granicznym.

- Polska celniczka skierowała nas na boczny pas ruchu. Niestety względy bezpieczeństwa wymagały, żebyśmy wypakowali część kartonów, aby można było sprawdzić, co przewozimy we wnętrzu części bagażowej naszych aut. Nie była to łatwa sprawa, ponieważ samochody zostały zapakowane niezwykle starannie i ciasno poupychane paczki odmawiały posłuszeństwa - wspomina Kuczyński.

Kiedy celnik uznała, że zawartość zgadza się z listą przewozową, którą okazali, strażnik sprawdził paszporty i mogli ruszyć w dalszą drogę.

- Na moście panowała totalna pustka. Od strony wyjazdu z Ukrainy zaczęły się pojawiać pojedyncze samochody. Na przejściu granicznym Ukraińców sprawa była prostsza, a więc i znacznie szybsza. Przy bramie wjazdowej otrzymaliśmy talonczyk, który stanowi niewielką karteczkę z wpisaną marką auta, numerem rejestracyjnym oraz liczbą osób w aucie. Każda kolejna służba za chwilę przystawi swoją pieczątkę… Pierwszą dostaliśmy „na bramie”, drugą przystawił pogranicznik, który, gdy zorientował się, że wieziemy pomoc humanitarną, skierował nas na specjalny pas. Tam uzyskaliśmy pieczątkę numer trzy od ukraińskiego celnika. Wszystko sprawnie i szybko. Trzecia pieczątka na talonczyku oznaczała możliwość wyjazdu z terenu przejścia na teren Ukrainy - relacjonuje.

I dodaje, że choć mijał to miejsce tyle razy, nigdy przez głowę mu nie przeszła myśl, że będzie tędy wjeżdżał na teren kraju objętego wojną.

- Zaraz za bramą przejścia granicznego naszym oczom ukazał się widok, który wstrząsnął nami bardzo mocno. Na środku pasa drogowego rozdzielającego wjazd i wyjazd z Ukrainy stała bardzo długa kolejka ludzi. 99 proc. z nich to kobiety i dzieci w bardzo różnym wieku. Czasami tak zaawansowanym, że osoba wymagała pomocy innych, czasami tak młodych, że na ten świat dziecko przyszło bardzo niedawno temu. Termometr w aucie pokazywał -4 stopnie na zewnątrz, a ludzie ci ewidentnie nie pojawili się w tym miejscu przed chwilą. Część z nich okrywały koce, śpiwory, przykrycia termiczne z apteczek pierwszej pomocy. Mimo tego, iż w kolejce stało kilkaset osób, to panował spokój i cisza. Na czele stał żołnierz, który zatrzymywał każdy samochód podjeżdżający w stronę przejścia granicznego i „dopełniał” wolne w nim miejsca ludźmi z kolejki - opowiada burmistrz Szczuczyna.

Około południa spotkali się z przedstawicielami Równe i Kowel na przygranicznej stacji paliwowej.

- Z Równego przyjechał sam dyrektor Szpitala, niesamowicie wzruszony i przejęty misją. Wspierał swoich pracowników, ładując z nimi kolejne paczki. Kovel reprezentował zastępca burmistrza, który również pracował razem z pozostałymi osobami. W pół godziny było po przeładunku. Przyjechaliśmy z pomocą, a tu zastępca burmistrza Kowla, przyniósł nam kawę. Opowiedzieli nam o planach obrony miasta, o tym, że nie odpuszczą, że obronią Ukrainę. Kiedy zapytaliśmy, co jeszcze jest potrzebne, odpowiedź była krótka: wszystko. Przede wszystkim to, co poprawi bezpieczeństwo cywili i służb terytorialnych pracujących w mieście - mówi Kuczyński.

W kabinie pasażerskiej mieli kilka paczek z konkretną adresatką w Kovlu. Zabrali je ze sobą, jednak zapowiadając, że nie są w stanie zagwarantować przekazania ich do rąk adresatki, której stan zdrowia nie pozwalał na przyjazd w miejsce przeładunku pomocy. Ponieważ upewnili się, że sytuacja na odcinku przejście graniczne – Kovel jest stabilna (około 50 km). Postanowili pojechać do Kowla.

- Po drodze napotkaliśmy kilka blokad kontrolnych. Na drodze żołnierze poukładali betonowe bloki, opony, kawałki metalowych konstrukcji. Za każdym razem zatrzymywaliśmy się do kontroli dokumentów. Podawaliśmy cel podróży i jechaliśmy dalej. Na znakach drogowych, witaczach do miast Ukraińcy pozakrywali nazwy kierunkowe miejscowości i numery dróg. Wszystko po to, żeby utrudnić najeźdźcom orientację w terenie. Pasy poboczy wzdłuż punktów kontrolnych pokryły tablice z napisem: UWAGA MINY! Nawet nie chciałem zastanawiać się, czy to prawda, czy zabieg „hamujący” zapędy tych, którzy chcieliby uniknąć kontroli dokumentów - opowiada włodarz Szczuczyna.

Wykonali swoją misję i około godz. 15:30 ponownie zbliżali się do przejścia granicznego Dorohusk-Jagodzin, jednak tym razem z kierunku wyjazdowego z Ukrainy.

- O tej porze samochodów, których pasażerowie zamierzali wjechać do Polski, było znacznie więcej. Uzbrojony żołnierz kierował je na dwa strumienie. Na prawym pasie lądowały ciężarówki i auta dostawcze, na lewym autobusy i samochody osobowe. Pojazdów w tej drugiej grupie było znacznie więcej. Kilkaset metrów przed bramą przejścia granicznego na środku pasa między jezdniami pojawiła się widziana przez nas rano kolejka uchodźców, których sprawnie w pojazdach osobowych i autobusach umieszczał jeden z żołnierzy. Jednak mimo znacznej ilości aut ich liczba w stosunku do ilości ludzi stojących na drodze była bardzo niewystarczająca. Stąd kilkugodzinne oczekiwanie na wietrze i mrozie. W Ukrainie dochodziła godzina siedemnasta, robiło się już szaro i coraz zimniej, a uczucie chłodu potęgował przenikający wiatr. W kolejce właściwie same kobiety i dzieci - mówi Kuczyński.

I dodaje, że jadące przed nimi auto osobowe zatrzymał żołnierz. Wylegitymował pasażerów. Po chwili otworzyły się drzwi, z wnętrza pojazdu wysiadł mężczyzna, za nim na drogę wybiegła około dziesięcioletnia córka, która rzuciła się ojcu na szyję.

- Z auta wysiadła jeszcze żona i starsza córka. Nie było czasu na „wielkie” pożegnania. Prawo zabrania obywatelom Ukrainy w wieku od 18 do 60 lat opuszczania kraju. Ojciec zabrał z auta kurtkę, portfel i telefon. Podał rękę żonie i odszedł popędzany przez żołnierzy. Starsza z córek zajęła miejsce za kierownicą i ich auto ruszyło po chwili w kierunku granicznej bramy. Przeraźliwy płacz młodszej z córek słyszeliśmy jeszcze długo… - wspomina.

Włodarz wspomina też tragiczne obrazy, które zobaczyli na wąskim gardle mostu między dwoma państwami.

- Nie wiem dlaczego, ale osoby, które „upychano” w autach osobowych, teraz szły piechotą przez ten most. Może dlatego, żeby nie czekać w sznurze samochodów. Nie wiem, ale obraz przed naszymi oczami był niesamowicie tragiczny… Matka niosąca zawinięte w koc niemowlę, w drugiej ręce trzymała walizkę, której jak najważniejszego przewodnika trzymała się mała dziewczynka zakręcona w koc, który chociaż trochę chronił ją przed zimnem. Dwunasto- może trzynastolatka prowadząca za rękę młodszego brata. Szli sami…
Staruszek idący z pomocą kuli pod prawą ręką i młodej dziewczyny z lewej strony, która ewidentnie przygniatana ciężarem szła dzielnie dalej. Dziewczynka zawinięta w „złotą” pelerynę z apteczki pierwszej pomocy. Matka z dwójką dzieci ciągnących za sobą niewielkie walizki. Sznur ludzi, bagaży, zmartwień, strachu i nadziei na przedostanie się do świata nieobjętego okrucieństwem wojny. Rząd obaw o to, jak to będzie, gdzie trafią i kiedy wrócą - opowiada Kuczyński.

Gdy podjechali do punktu polskiej odprawy celnej, kolejny raz powtórzyła się sytuacja z wsiadaniem i wysiadaniem z aut. Matki z dziećmi, które przeszły przez most, znowu wsiadły do aut, by po przejechaniu przez polską odprawę z nich wysiąść. W tym miejscu niestety dramat uchodźczy się nie kończył… Na pasie miedzy Kolumną pojazdów rozstawiono trzy olbrzymie, pomarańczowe namioty z napisem Państwowa Straż Pożarna. Pod tymi namiotami na uchodźców czekał posiłek, gorący napój, ciepłe ubranie. Bezpośrednio za linią odpraw ludzie ci kłębili się w ogromnym tłumie.

- Do Szczuczyna wróciliśmy przed godziną pierwszą już w poniedziałek. W głowach satysfakcja ze zrealizowanej misji przeplatała się z emocjami, które pojawiły się podczas przekraczania granicy. Żeby to poczuć, trzeba to zobaczyć… Musimy pomagać Ukrainie. To wiem na pewno - podsumowuje włodarz.

I dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania pierwszego transportu.

- Liczę na to, że będziecie z nami cały czas i że pomożecie w kolejnym… Mówienie, że Ukraina walczy nie tylko o swoje prawo do wolności, nie jest przesadą. Odwaga i desperacja tych ludzi zasługują na szacunek i naszą pomoc, bo to jedyne, co w chwili obecnej możemy zrobić tak naprawdę. Przyłączcie się do Pomocy Ukrainie w każdy możliwy sposób. Tu nie ma lepszych i gorszych! Każdy gest, złotówka czy inne wsparcie jest kroplą, która drąży skałę - apeluje Kuczyński.

Konto zbiórki:
Stowarzyszenie Szczuczyn 29
Bank Spółdzielczy w Szczuczynie
22 8768 0003 0000 0387 2000 0040
z dopiskiem POMOC UKRAINIE

Miss Ziemi Łomżyńskiej 2022. Kandydatki wróciły ze zgrupowan...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na grajewo.naszemiasto.pl Nasze Miasto